Selekcjoner reprezentacji Polski obawia się, że mecz Polski z Węgrami może odbyć się na takim boisku, jak dwa lata temu podczas jego debiutu z Rumunią. Wtedy biało-czerwoni zagrali bardzo słabo i przegrali w Warszawie 0-1. Stadion Miejski w Poznaniu doczekał się kolejnej wymiany nawierzchni, ale nie oznacza to, że piłkarze będą biegali po równym i zielonym dywanie. Murawa została położona dopiero w ubiegłym tygodniu - od zakończenia tego procesu minęły dopiero trzy dni. Organizujący mecz kadry PZPN zdecydował się nawet na przeniesienie oficjalnych treningów obu reprezentacji - Polacy trenowali w poniedziałek w Grodzisku Wlkp., a Węgrzy - na bocznym boisku obiektu w Poznaniu. - Mnie to nie burzy planu, choć planowaliśmy trening właśnie w Poznaniu. Nic się nie stało, tu też mamy świetną murawę i jesteśmy na miejscu - stwierdził Smuda. Trener obawia się tylko, że boisko może być podobne do tego z listopada 2009 roku, gdy Polacy w debiucie Smudy grali w Warszawie z Rumunią. - Oby tak nie było, bo wtedy decydował przypadek. Peszko był chyba dwa razy sam na sam z bramkarzem i mu piłka podskoczyła - wspominał selekcjoner. Na stadionie w Poznaniu murawa nie powinna się jednak wyrywać całymi płatami, tak jak to było do tej pory. - Jeśli będzie ciężko, to dla tych co mają spotkania ligowe w weekend nie będzie większego problemu. Tym, którzy będą musieli grać w piątek zostanie to jednak w nogach - przyznał Smuda. Jego zdaniem to UEFA prosiła PZPN by spotkanie rozegrać na stadionie w Poznaniu. - Od ostatniego meczu były różne poprawki, chcieli zobaczyć, jak to wygląda. W Poznaniu nie będzie kompletu widzów - tak jak rok temu w meczu z Wybrzeżem Kości Słoniowej. Wtedy jednak stadion był tuż po otwarciu, tańsze też były wejściówki. - Lepiej się gra, gdy stadion jest wypełniony do ostatniego miejsca, ale nawet pięć tysięcy może zrobić dobry doping - zauważył Smuda. W piątek we Wrocławiu mecz z Włochami oglądało ponad 40 tysięcy kibiców, a głośno było tylko wtedy, gdy sympatycy skandowali "Gdzie jest orzeł?" - Wszyscy zdajemy sobie spraw, jaka wygląda sytuacja z logo i że nie wszystko wygląda tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Gdy rozpocznie się EURO to nie wyobrażam sobie, by jakiś kibic po przyjściu na stadion nie dopingował nas - mówi opiekun drużyny narodowej. W meczu z Węgrami szansę dostaną głównie dublerzy. Jednym z nich jest Grzegorz Wojtkowiak, o którym Smuda mówił, że w kadrze będzie grać na środku obrony. Teraz zagra z prawej strony. - Lubię oglądać zawodników na różnych pozycjach, są mecze, gdy z sekundy na sekundę trzeba zareagować przesunięciem w inne miejsce. Chcę się przekonać, jak zawodnicy sobie z tym poradzą - zdradził trener. Na lewej stronie zagra Marcin Komorowski, a w środku Marcina Wasilewski i Arkadiusz Głowacki. W ataku tym razem od początku ma wystąpić Paweł Brożek. Smuda głośno mówi, że problemem napastnika Trabzonsporu jest to, że mało gra w klubie. - Ci, co łyknęli trochę piłki to wiedzą, że jak się nie gra, to są kłopoty. To problem Pawła, ale i np. Obraniaka. Kuba Błaszczykowski przynajmniej wchodzi na boisko w każdym spotkaniu. W grudniu muszą zdecydować, czy iść do słabszego klubu, w którym graliby przez 90 minut na odpowiednim poziomie. Mam nadzieję, że dojdzie jeszcze Irek Jeleń, a może i ktoś inny - dodał. W wyjściowym składzie nie będzie za to Adriana Mierzejewskiego, który latem przeniósł się za rekordową w polskiej lidze kwotę do Turcji. - Adrian może być zły tylko na siebie, bo to nie jest ten chłopak, który trafił do nas na początku. Stracił pewność siebie, wcześniej potrafił kiwnąć, zastawić. Wciąż na niego liczę, a jeżeli ktoś jest w tej kadrze i gra choćby połowę meczu czy 30 minut, to nie powinien być zły - przyznał selekcjoner. Andrzej Grupa, Grodzisk Wlkp.